-->

Ważne



Osoby, które dodały mojego bloga do
Obserwowanych, nie będą
informowane o kolejnych rozdziałach.
Zapraszam do Obserwowania!

wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział I Niespodziewany list

Są takie dni, kiedy wiadomo, że coś się wydarzy...
Pierwsza sobota tej jesieni nie zapowiadała niczego niezwykłego, wydawała się po prostu kolejnym zwykłym dniem mieszkańców Memphis. Miasto podzielone zostało na kilka dzielnic, jedną z nich było nowoczesne Downtown, znajdujące się w delcie Mississippi.
Słońce z trudem przebijało się przez szare chmury, które nieprzerwanie wisiały nad miastem od dwóch tygodni, nieśmiało ogrzewając twarze przechodniów śpieszących w tylko sobie znanym kierunku. Wiatr huczał wysoko w półnagich konarach, zrzucając jesienne liście, które wolno opadały na chłodne chodniki i ulice przy jednym z wyższych budynków na Floyd Alley. Parter budynku zajmowały: supermarket, miejscowy oddział bankowy oraz mały salonik jubilerski z bardzo miłą obsługą. Część mieszkalna wysokościowca posiadała osobne wejście po prawej stronie. Otoczone było niskim, wiecznie zielonym żywopłotem.
Przez otwarte żaluzje do małej, a zarazem przytulnej, sypialni niepewnie wpadały delikatne promienie porannego słońca, oświetlając pogrążoną we śnie kobietę. Ciemne włosy, rozrzucone w bezładzie na białej poduszce, okalały śniadą twarz, na której widniał wyraz spokoju. Takiego, który u człowieka pojawia się naprawdę rzadko. Przykryła się dokładniej kołdrą, ukrywając twarz przed słońcem i chłodnymi podmuchami wiatru, które dostawały się do środka przez uchylone okno.
Po mieszkaniu rozszedł się wyraźny dźwięk dzwonka. Dziewczyna przebudziła się, uchylając leniwie powieki otoczone długimi, czarnymi rzęsami. Niechętnie rozejrzała się po pokoju w nadziei, że ów dźwięk to tylko sen. Dzwonek zadzwonił ponownie.
– Kogo niesie?! – krzyknęła do siebie. Wstała cicho z posłania, w pośpiechu zakładając zielony szlafrok. – Kto tam? – spytała, zerkając na zegarek pokazujący ósmą rano.
– To ja! – usłyszała męski głos po drugiej stronie. – Tonny!
– Nie masz dziś wolnego? – Zdziwiła się, wpuszczając gościa do środka. – Napijesz się czegoś?
– Obudziłem cię? – Nie skomentowała jego pytania, wzięła płaszcz i odwiesiła go.
Tonny, wysoki mężczyzna z burzą lekko kręconych włosów o kolorze pszenicy, ruszył za kobietą w stronę niewielkiego, przyjemnego salonu, połączonego z nowoczesnym aneksem kuchennym. Mężczyzna usiadł na szarej kanapie i spojrzał z zaciekawieniem na koleżankę, która robiła dwie kawy w ekspresie. Była średniego wzrostu, a długie i proste brązowe włosy z lekkością opadały na ramiona i plecy. Miała delikatne rysy twarzy i wyraziste, pełne radości brązowe oczy. Prawy policzek szpeciła niewielka blizna. Postawiła na wykonanym z hebanu stoliku dwa kolorowe kubki, po czym usiadła w fotelu, lustrując uważnie gościa, który odwrócił od niej wzrok i uważnie rozejrzał się po pokoju.
Ściany salonu pomalowane zostały farbą o barwie przypominającej kawę z niewielką ilością mleka, co tworzyło doskonałą harmonię z sofą, hebanowymi meblami i puszystym dywanem leżącym pod stolikiem. Całe to pomieszczenie miało w sobie pewien urok, przez dobranie odpowiednich kolorów i dodatków. Tak, zdecydowanie był to salon, w którym każdy może się zrelaksować przed płaskim telewizorem, lub poczytać jedną z książek ukrytych za szklanymi drzwiczkami gablotki stojącej obok jadalnianego stołu. Na środku okrągłej ławy, przykrytej białym obrusem stał szklany wazon z różowymi kallami.
– Ładny salon – skomentował grzecznie i podniósł kubek do wyraźnie zarysowanych ust.
– Dzięki – zaśmiała się. – Więc co cię do mnie dzisiaj sprowadza? – spytała, upijając łyk parującego napoju. – Nie masz dziś wolnego? – powtórzyła pytanie z życzliwym uśmiechem na twarzy.
– Jules, przepraszam – zaczął niepewnie, robiąc obronny gest. – Zapomniałem wczoraj o czymś dla ciebie – wyrzucił z siebie jednym tchem i sięgnął do plecaka.
– Tak? – zdziwiła się. – O czym mogłeś zapomnieć, przecież dostałam wczoraj wszystkie rachunki. – Spojrzała z zaciekawieniem na kopertę, którą położył na stoliku obok kaw.
– Musiał być na dnie torby i go pominąłem. Zauważyłem, gdy zdawałem wieczorem listy – stwierdził cicho, patrząc na list. – Chciałem oddać go od razu po pracy, ale ciebie nie było – dodał, wpatrując się w kobietę.
– List? – Jules otworzyła szerzej oczy. – To niemożliwe. – Wzięła kopertę do ręki i przyjrzała się jej badawczo. – Hmm, to prywatny list. Dziwne.
– Masz rację, teraz są maile i telefony – zaśmiał się krótko. – Może to jakieś zaproszenie albo życzenia? – Dziewczyna obejrzała ponownie przesyłkę. – Od kogo? – zagadnął, przyglądając się zaskoczonej twarzy koleżanki.
– Nie wiem – odparła zdawkowo i odłożyła kopertę. – Chcesz może kawałek placka cytrynowego? – Zerknęła pytająco, ruszając w stronę lodówki. – Ciocia Karren wczoraj mi je dała. Naprawdę pyszne – zaproponowała .
– Nie mam innego wyboru! – Odwzajemnił uśmiech i ruszył w stronę Jules. – Gdzie są talerzyki?
– W szafce na dole. Postaw je na stoliku.
– Nie wiesz, od kogo może być list? – zagaił ponownie, pokazując kopertę. – Pyszne ciasto! – dodał, odstawiając pusty talerzyk.
– Nie mam pojęcia, Tonny. Naprawdę. Rzadko kiedy dostaję listy. Kto jak kto, ale ty wiesz, że głównie dostaję rachunki.
– Jules, Jules. – Pokręcił ze zmartwieniem głową. – Nigdy mi nie powiedziałaś, czemu przyjechałaś do Memphis.
– Chciałam spróbować czegoś nowego – odpowiedziała szybko.
– Zostawiając wszystko za sobą? – zdziwił się, taksując wzrokiem jej prawy policzek. – To przez to? – Wskazał gestem bliznę.
– Nie. Po prostu, jak mówisz, chciałam zostawić wszystko za sobą, a ciocia Karren mi w tym naprawdę pomogła. – Uśmiechnęła się blado, nerwowo poprawiając włosy.
– Nie obraź się, słońce, ale nie uważasz, że to trochę dziwne? Tak zostawiać wszystko gdzieś tam, daleko. – Upił łyk kawy, obserwując nieco zakłopotaną kobietę.
– Nie osądzaj mnie, Tonny! – odparowała półgłosem. – Po prostu chciałam zacząć wszystko od nowa – powtórzyła, ucinając tym samym rozmowę.
– Rozumiem. – Pokiwał głową bez przekonania. – Jules – dodał niepewnym głosem – nie chciałabyś wyjść może dziś gdzieś wieczorem?
– Och! – zaśmiała się, zakrywając usta dłonią. – Z chęcią, ale dziś pracuję. Może innym razem? – Chłopak skinął głową. – Przepraszam, ale miałam wczoraj ciężki dzień i chciałam jeszcze pospać. – Wstała, sugerując koniec niespodziewanej wizyty.
Gdy zamknęła drzwi za swoim gościem, wypuściła ze świstem powietrze z płuc, z ciężkością opierając głowę o białą framugę, jakby to był już koniec dnia, a nie jego początek. Z jej twarzy zniknął także uśmiech, a pojawił się cień zaniepokojenia. Wolnym krokiem ruszyła wąskim korytarzem do sypialni. Mijając salon, przelotnie zerknęła na stolik oraz białą kopertę pod szklanym blatem. Pokręciła niechętnie głową i zniknęła w drzwiach swojej „oazy spokoju”, jak lubiła nazywać tę część mieszania.
Stała pośrodku pokoju, rozglądając się za czymś. Przez krótką chwilę jej wzrok zatrzymał się na zdjęciu w różowej ramce, które stało na ciemnej, drewnianej komodzie. Jules sięgnęła po książkę leżącą obok. Zatrzymała przed oknem, patrząc w dal. Myślami wróciła do dawnych, szczęśliwych lat. Przed oczami stanęło całe jej życie: miasteczko, w którym mieszkała, kochająca rodzina i przyjaciele.
Uśmiechnęła się nieznacznie, odrywając głowę od okna. Wróciła do łóżka, przykrywając się jak najdokładniej cienką, wzorzystą kołdrą. Założyła prostokątne okulary, których zawsze używała do czytania lub pracy z laptopem. Z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej odprężała się i uspokajała.
Książka wysunęła się z dłoni Jules, bezgłośnie lądując na kołdrze.
                       
~*~

Gorączkowo pakowała do podróżnej torby podstawowe rzeczy oraz ubrania. Z kuchni wzięła butelkę wody. W międzyczasie wyrwała kartkę z notesu, pisząc na niej niestarannie: Nie szukaj mnie. Informację przyczepiła magnesem na lodówce. W pośpiechu włożyła buty i ruszyła do frontowych drzwi, po drodze gasząc wszystkie światła. Gdy zamknęła je, odłożyła klucz do donicy. Ostatni raz zerknęła na średnich rozmiarów dom, skąpany teraz jedynie w blasku księżyca wiszącego na granatowym niebie. Otworzyła drzwi swojego auta i ruszyła.
– Odbierz! Proszę, odbierz! – Jules nerwowo nawoływała do telefonu, skręcając w kierunku Nowego Orleanu, który nawet w nocy był widoczny z odległości kilu mil. – Odbierz, błagam. – Do jej oczu cisnęły się łzy.
Minęła tablicę informacyjną, na której widniał napis: Serdecznie witamy w Nowym Orleanie! Kobieta rozejrzała się uważnie, jechała sama główną ulicą miasta. Postanowiła jeszcze raz zadzwonić. Sygnał oczekującego połączenia był bardzo uciążliwy. Nerwowo zerkała to na telefon, wybierając co chwilę ten sam numer, to na drogę, by nie spowodować wypadku.
– Słucham? – Usłyszała po drugiej stronie zaspany, kobiecy głos. – Słucham? Kto mówi?
– Jules, ciociu! – odparła szybko.
Kobieta po drugiej stronie milczała kilka sekund. Jules nerwowo spojrzała na telefon – czas mijał. Czemu się nie odzywa? – pomyślała.
– Kto?
– Jules! – krzyknęła, hamując w ostatniej chwili przed kotem, który pojawił się nagle na ulicy.
– Jules, kochanie! Czemu dzwonisz w środku nocy? Skarbie, co się stało? – dopytywała przerażona.
– Ciociu, potrzebuję twojej pomocy – rzuciła pośpiesznie, poprawiając telefon przy uchu. – Jadę do Memphis!
– Dziecko, co się stało?
– Ciociu, opowiem, jak dojadę! – Rozłączyła się i rzuciła telefon na siedzenie pasażera.
W połowie drogi do Memphis zatrzymała się na stacji benzynowej. Kupiła paczkę papierosów i napój energetyczny. Na horyzoncie pojawił się zarys wschodzącego słońca. Jechała teraz spokojniej, obawiając się wypadku. Była zmęczona, naprawdę zmęczona. Nigdy nie czuła się tak wypompowana, jak w tej chwili. Chciała już dojechać do celu. Niespodziewanie telefon zaczął dzwonić; dziewczyna spojrzała na wyświetlacz. Kasey. Znalazł wiadomość, pomyślała i odrzuciła połączenie. Kolejne dziesięć również.
Znak przed nią głosił: Witamy w stanie Tennessee. Uśmiechnęła się blado, zatrzymując auto na poboczu zaraz za tablicą. Przysiadłszy na krawężniku, zapaliła papierosa. Spojrzała w dal, gdzie jak przez mgłę majaczyło jakieś zaspane miasto.
Zatrzymała się na podjeździe jednego z domów. Był zadbany, w kolorze jasnego brązu, a jego fasadę zdobił dziki bluszcz, starannie pielęgnowany przez właścicieli. Wysiadła z pojazdu, zostawiając w środku torbę i telefon. Przed minięciem furtki zapaliła jeszcze jednego papierosa.
– Jules! – Niska, krągła kobieta przytuliła dziewczynę mocno. – Kochanie, co się stało? – Postawiła na stole talerz z kanapkami i kubek z gorącą herbatą. – Jules? – Spojrzała pytająco na siostrzenicę.
– Ciociu – zaczęła niepewnie – boję się. – Po jej policzku spłynęło kilka łez.
                                                                                       
~*~ 

Obudziła się nagle, cała zalana zimnym potem. To nie był dobry sen. Jednym susem wyskoczywszy z łóżka, ruszyła do łazienki. Siedziała skulona w brodziku, a po jej ciele spływały zimne strużki wody. Rozmyślając, schowała twarz w kolanach. Przez ostatni czas bardzo często myślała o sobie, o tym, co było i co będzie. Nie chciała przed sobą przyznać, że się boi. Nie potrafiła zapomnieć o pewnych sytuacjach ze swojego życia. Ganiła się za swoje tchórzostwo oraz brak samozaparcia. Liczyła, ile to już razy obiecała sobie, że weźmie się w garść. Owijając się niebieskim ręcznikiem, spojrzała w lustro. Musnęła delikatnie miejsce na łopatce, gdzie znajdował się ciemnobrązowy ślad w kształcie zadrapania kocimi pazurami. W czasach licealnych znajomi uważali, że to buntowniczy, jak lubili nazywać, tatuaż. Jules zawsze się z tego śmiała i tłumaczyła spokojnie, że to żaden tatuaż tylko znamię, przez co ludzie czasami stukali się teatralnie w czoła.
Z kubkiem świeżej kawy usiadła wygodnie na sofie i włączyła telewizor. Leniwie przełączała kanały, zatrzymując się momentami na urywkach jakichś ciekawszych programów. Nie było niczego konkretnego, co przykułoby uwagę. Jej wzrok mimowolnie powędrował na hebanowy stolik. Niepewnym ruchem sięgnęła po list. Otwierała go wolno, jakby w obawie przed czymś, co nagle może wyskoczyć ze środka. Usłyszała dźwięk swojej komórki, który dochodził z sypialni. Szybko odłożyła kopertę i ruszyła, by odebrać połączenie.
– Och, cześć, ciociu! – zawołała entuzjastycznie. – Nie, nie, mam dziś wolne, więc mogę do was wpaść. Dobrze, to będę koło dziewiątej! – Rozłączyła się, zapominając o liście.
Zakręciła się efektownie dookoła własnej osi. Na jej twarz, ponownie tego dnia, wkradł się szczery, pełen radości i optymizmu uśmiech. Jeden telefon i zdołała wyrzucić z pamięci przesyłkę.

Kilka minut przed dziewiątą zadzwoniła do drzwi ciotki Karren. Po chwili stanęła w nich wysoka rudowłosa kobieta, na oko niewiele starsza od Jules.
– Hej, wejdź! – Dziewczyna zaprosiła Jules do środka.
– Charlie! – krzyknęła radośnie. – Dawno cię nie widziałam! – Uścisnęły się.
– Naprawimy to! – zapewniła ją, prowadząc do dużego staromodnego salonu.
Na fotelu siedziała kobieta po pięćdziesiątce czytająca gazetę. Jak Charlie miała rude włosy, acz jej ułożoną w staranny kok fryzurę zdobiły siwe pasma. Ujrzawszy córkę z gościem, odłożyła czasopismo i ruszyła w stronę dwóch młodych kobiet.
– Kochana! – Karren ucałowała dziewczynę w oba policzki, a następnie zaprowadziła na kanapę. – Jak się czujesz? – dopytywała.
– Martwię się. Jeszcze tylko tydzień – odpowiedziała szczerze, spuszczając wzrok na swoje stopy.
– Jules, a czujesz coś? Coś się zmieniło? – spytała Charlie, która w jednej chwili znalazła się obok, tuląc ją do siebie.
– Hmm. – Zamyśliła się przez chwilę. – Mam wrażenie, że tak. – Zerkała z nadzieją na ciocię Karren i kuzynkę Charlie.
– Więc? – Charlie uśmiechnęła się, dodając kuzynce otuchy.
– Wydaje mi się, że lepiej widzę – spojrzała pytająco na obie kobiety. – Zwłaszcza po zmroku – dodała.

Do mieszkania wróciła następnego dnia, zapominając o wczorajszych zmartwieniach. Skierowała się do sypialni po książkę i koc. Rozsiadła się wygodnie w salonie, włączając muzykę, i ponownie zagłębiła się w lekturze. Mimo wszystko w jej głowie wciąż krążyło pytanie związane z listem. Niepewnie przeniosła swój wzrok na kopertę. Wyciągnęła rękę w jej stronę, ale w ostatniej chwili złapała paczkę papierosów. Ruszyła w stronę balkonu, a gdy znalazła się na nim, usiadła wygodnie na ogrodowym krześle, spoglądając na ciemne niebo. Z kieszeni spodni wydobyła swoją komórkę i szybkim, sprawnym ruchem wystukała wiadomość. Po paru minutach dostała odpowiedź.
– Cieszę się, że po prawie dwóch latach odezwałaś się. Wracasz? – przeczytała półgłosem, wchodząc z powrotem do mieszkania.
Podniosła kopertę i szybko ją otworzyła, obawiając się, że coś jej ponownie przerwie, lub że się rozmyśli. Wyjęła zgiętą na pół żółtą kartkę. Cicho jęknęła, upuszczając ją na podłogę.
– To chyba jakieś żarty –jęknęła, patrząc z przerażeniem w dół.

11 komentarzy:

  1. Prolog naprawdę wciągający! Zastanawiam się kim jest tajemniczy Kayse i o co chodzi z tym całym listem i wzrokiem.
    Pozostaje mi czekać do następnego rozdziału. Kiedy się pojawi?

    Życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Calkiem ciekawe. Fajnie piszesz. Zastanawiam sie o co chodzi z Jules i jej ciotka. Moze ona jest jej matka albo cos w tym rodzaju. Wyjasnij o co chodzi z tymi oczmi!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Wam za komentarze! Nie powiem Wam kim jest Casey i co łączy Karren i Jules - prawdopodobnie to się wyjaśni w pierwszym rozdziale!
    I jak podałam w ramce - rozdział pojawi się 10 lipca :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, nie powiem.
    Czyżby Jules miała jakiś dar widzenia po zmroku?
    Zastanawia mnie też list, może ktoś w przeszłości?

    Dodaje do linków i zapraszam również na naymira.blogspot.pl, aby śledzić dalsze losy Alicji. ;)
    Pozdrawiam, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spodobało mi się. Prolog wciągający od samego początku. Fajnie piszesz, szybko się czyta.
    Najbardziej zastanowiła mnie kwestia tego, że Jules lepiej widzi po zmroku. I do tego dochodzi ta rozmowa z jej ciotką. Jeszcze tylko tydzień.. tydzień do czego?? No i pozostaje kwestia listu. Co takiego w nim było, że Jules aż tak się wystraszyła?
    Uhh.. zastanawiam się jak ja wytrzymam do 10 lipca.. mam nadzieję, że będziesz mnie powiadamiać o kolejnych notkach. ;>
    Pozdrawiam i życzę weny!

    ( http://venatores-straznicy-swiatow.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  6. Prolog wciagajacy i zostawiajacy odrazu kilka pytan. Zastanamia mnie najbardziej kwestia tego listu i widzenia, kim ona do cholery jest?! Przyszlo mi jedynie czekan do 10tego na pierwszy rozdxail. Mam nadzieje ze wszystko sie wyjasni

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm... intrygujące, wciągające. Tak naprawdę to niezbyt lubię dialogi w prologach, a Ty miałaś ich strasznie dużo. No, ale wszystko nadrobiłaś pięknymi opisami. Podobało mi się, ale jednocześnie przeraziło. W mojej głowie jest teraz morze pytań bez odpowiedzi. Co to za list, co w nim było, czyja to sprawka, że dziewczyna lepiej widzi i kim ona właściwie jest? Mam nadzieję,że w następnym rozdziale uchylisz mi rąbka tajemnicy ;) Będę rada, jeśli powiadomisz mnie o nowej notce na moim blogu. Dobrze,że notka 10 lipca, bo 11 wyjeżdżam i będę przynajmniej już coś wiedziała !
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ loving-the-darkness.blog.onet.pl ] - Tu informuj mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam dość długo na Twój powrót i w końcu doczekałam się :)
    Cieszę się, że wróciłaś i zaczynasz od nowa.
    Co do prologu bardzo intrygujący i ciekawy! Piszesz naprawdę świetnie i przez te opisy to ja się rozpływam. Pozdrawiam i życzę weny.
    [imperium-smierci.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku, zapowiada się niesamowicie! Tak bardzo mnie ciekawi co Jules zobaczyła w kopercie. W ogóle! Widze, że szykuję się niezła historia. ładnie przedstawiłaś bohaterów i otoczenie. Wszystko jest dobre i wyraźne, co się chwali. Akcja, co mnie zdziwiło, pojawiła się już w prologu i po prostu wgniata w krzesło! Ta cała aura tajemniczości, przeszłość, od której Jules stara się uciec. Och,och, idę czytać dalej, bo naprawdę - po prologu widzę, że zapowiada się ślicznie.
    Poza tym masz ładny styl; prosty i przyjemny, podoba mi się, dzięki niemu czyta się lekko i nie wygląda to banalnie.
    Trafiły mi się ze dwie literówki i jedno powtórzenie, ale stwierdziłam, że nie będę Ci ich wypisywać, już niech będą! :DD

    OdpowiedzUsuń