-->

Ważne



Osoby, które dodały mojego bloga do
Obserwowanych, nie będą
informowane o kolejnych rozdziałach.
Zapraszam do Obserwowania!

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział II Spełnione życzenia

Ten dzień będzie inny niż pozostałe. Wiem to na pewno, tylko skąd? Tak czuję, ale przecież uczuciom nie powinno się zawierzać. Czuję, że dziś coś się wydarzy. Coś niesamowitego, na co czekałam i czego pragnę od czasu zamieszkania w Memphis. Gdybym mogła cofnąć czas, zmienić pewne wydarzenia… Nie byłoby mnie tutaj. Byłabym w domu razem z tymi, których kocham. Nie, nie, ciocię Karren i Charlie też kocham, ale to inny rodzaj miłości. Chciałabym cofnąć czas. Chciałabym, aby wszystko było już dobrze. Ale nie wiem, czy na to zasłużyłam. Czy mogę być szczęśliwa po tym, co zrobiłam? Ta noc… to wydarzenie ciągnie się za mną jak cień.



Ze snu wyrwała ją błyskawica rozświetlająca granatowe niebo i potężny, rozbrzmiewający w uszach grzmot. Zdezorientowana rozejrzała się po skąpanej w mroku sypialni, zawieszając wzrok na elektronicznym zegarku. Dochodziła czwarta. Nakryła głowę jedną z puchowych poduszek i próbowała zasnąć, ale głośne rozładowania znacznie to utrudniały. Zrezygnowana ruszyła w stronę salonu, po drodze wyciągając z jesiennego płaszcza paczkę miętowych papierosów i niebieską zapalniczkę. Palenie było jej największym nałogiem, z którym nie potrafiła sobie poradzić. Albo po prostu nie chciała.
Nigdy nie paliła w mieszkaniu – zawsze wychodziła na balkon. Silny, bębniący o okna i parapety deszcz uniemożliwiał to. Stanęła na progu balkonu i rozejrzała się, wdychając chłodne powietrze. Nocne niebo spowite było szarymi chmurami, za którymi krył się księżyc. W dali słabo świeciły miejskie latarnie, oświetlając chodniki i ulice pokryte ogromnymi kałużami.
Usiadła wygodnie na sofie z kieliszkiem porto, delektując się jego smakiem. Ten rodzaj wina lubiła najbardziej. Uśmiechnęła się w duchu do siebie, zapominając o leżącej na stoliku kopercie. Włączyła telewizor i bez pośpiechu przełączała kanały. Zatrzymała się na jednej ze stacji naukowych. Emitowano program o wpływie pełni księżyca na ludzkie zachowanie. Słuchając wypowiedzi występujących ludzi, zauważyła, że, podobnie jak oni, od jakiegoś czasu w przeddzień pełni jest niespokojna. A podczas pełni czasami budzi się lub ma koszmary.
Zasnęła.

Zbudziła się późnym popołudniem i pierwszą rzeczą, jaką zrobiła zaraz po wypiciu świeżej kawy, było sprawdzenie komórki. Na wyświetlaczu widniało kilkanaście nieodebranych połączeń, w tym jedno od Tonny'ego, a pozostałe z nieznajomego numeru i dwie wiadomości tekstowe. Jules spojrzała na kalendarz stojący obok telewizora. Minął tydzień od ostatniego spotkania; siedem dni od dostarczenia listu. Pobladła, osuwając się z wolna na jedno z krzeseł. Była tak pochłonięta pracą przez ubiegły tydzień, że nie zauważyła nawet nadejścia swoich urodzin. Najważniejszych urodzin w życiu. Wzięła telefon do ręki, by przejrzeć wiadomości, domyślała się, że zapewne są one od Tonny'ego lub ciotki Karren. Kasey nie odezwał się ponownie. Było jej w pewnym stopniu przykro, sądziła, że może w dniu urodzin odezwie się, napisze „wszystkiego najlepszego” i poprosi, by wróciła do domu, powie, że tęskni i mu jej brakuje. Nic takiego się nie stało; może to i lepiej? Bo co mu powie po dwóch latach nieobecności? Stanie w drzwiach i opowie ckliwą historię? Przeprosi? Tak czuła się lepiej. Odrobinę. Bo jak może czuć się człowiek, który wyrządził tyle krzywd? W jej pamięci pozostał obraz zdenerwowanego Kasey'a, krzyczącego, by wynosiła się z domu. Jego głos był pełen nienawiści, przepełniony goryczą i frustracją. Wiedziała, że świat chłopaka się zawalił – tak samo jak jej. Nie umiała tego naprawić. Nie potrafiła. Znalazła jedyne wyjście z tej sytuacji – ucieczkę. I uciekła. Kasey próbował się z nią skontaktować, ale bez rezultatu. W końcu się poddał. Jules miała jedynie nadzieję, że kiedyś jej przebaczy. Odebrała jemu i sobie życie, o którym marzyli od zawsze. Życie, w którym mieli się wspierać, pomagać sobie i kochać się. Na dobre i złe.
Z jej oczu popłynęło kilka łez. Dziewczyna pośpiesznie otarła wierzchem dłoni zarumienione policzki. Ukryła twarz w pokrytej matowym wzorem, adamaszkowej poduszce. Rozpłakała się na dobre, przypominając sobie dawne życie. Kochała je i pragnęła do niego wrócić, ale nie było już do czego wracać. Wszystko zrujnowała. Nienawidziła swoich urodzin i tego, kim jest.
Zmusiła się, by opanować ogarniające ją uczucie bezradności. Spokojnie wstała i mechanicznie podszedłszy do barku, wyciągnęła wino. Czerwona ciecz wolno płynęła wąską stróżką do kieliszka. Jules delektowała się jego słodkim smakiem, dopóki całkowicie się nie uspokoiła. Te urodziny chciała spędzić w samotności, jednak nie było jej to dane. Miała zobowiązania. Musiała spotkać się o północy z ciotką Karren i kuzynką Charlie w ich posiadłości. Weź się w garść, nie rozczulaj się nad sobą, skarciła się w duchu, odstawiając pusty kieliszek do aluminiowego zlewu. Z rozmyślania wyrwał ją dźwięk nowej wiadomości. Pełnym smutku wzrokiem powędrowała w stronę telefonu.
– K-kasey! – jęknęła cicho, choć głos odmawiał posłuszeństwa. – Kasey. Pamięta. – Jej oczy ponownie się zaszkliły.
Wybrała numer chłopaka. W słuchawce usłyszała doskonale znaną jej melodię. Nie zmienił dźwięku oczekującego połączenia. Na jej twarzy pojawił się mały, ale pełen radości i nadziei uśmiech. Czekała cierpliwie, aż odbierze telefon.
– Słucham? Kto mówi? – Usłyszała delikatny kobiecy głos. – Kto mówi? Halo?
– P-przepraszam. Pomyliłam numer. Chciałam się do… – wydukała, chcąc się rozłączyć, ale kobieta jej przerwała.
– Jules? Jules Berkley? To ty? – Głos był coraz bardziej nieustępliwy. – Halo? Jesteś tam? – Jules milczała. Po chwili rozłączyła się.

Wieczór nadszedł nader szybko. Chłodny wiatr pogwizdywał cicho. Niebo usiane było milionami mrugających gwiazd, a srebrny księżyc wisiał wysoko ponad horyzontem, rzucając światło na drogę, którą jechała Jules. Przed domem ciotki pojawiła się nieco po jedenastej, więc miała jeszcze mnóstwo czasu.
Stanęła przed czarną, żeliwną bramą, na którą padało światło niskich lamp ogrodowych. Westchnęła cicho, spoglądając w oświetlone okno salonu. Lubiła przebywać w domu kuzynki, ponieważ przypominał o jej własnym. Dom ten wyróżniał się na tle pozostałych. Był znacznie starszy i wykonany w klasycznym stylu. Jego front zdobił dziki pluszcz i niskie greckie kolumny o gipsowym kolorze. Na trawniku stała niewielkiej wielkości fontanna, którą zażyczyła sobie Karren na czterdzieste urodziny. Zauważyła, że jedno miejsce parkingowe jest wolne. Zastanawiała się, gdzie wyszła ciotka. Ostatni raz spojrzała w okno, w którym przez chwilę widziała rudowłosą kuzynkę.
– Jules! – Charlie zaprosiła gestem kuzynkę do przestronnego salonu, posyłając radosny uśmiech.
– Cześć – rzuciła szybko, mijając ją. – Hej, czekaj – zawołała, łapiąc ją za nadgarstek. – Jules, co się stało?
– Musimy o tym rozmawiać? Poważnie? Mam już dość, Charlie, wtrącania się w moje sprawy! Ciągle wypytujecie, co u mnie. A wiesz, co u mnie! Doskonale wiesz! – krzyknęła, wyswobadzając  się z uścisku zdziwionej Charlie.
– Nie rozumiem, co cię dziś ugryzło. Naprawdę – powiedziała cicho, posyłając zdziwione spojrzenie.
– Charlie, nie graj. Proszę cię. Chociaż dziś.
– Możemy porozmawiać spokojnie? I nie tutaj? – spytała, lekko popychając zdenerwowaną kuzynkę do salonu.
Pomieszczenie utrzymane było – jak reszta domu – w stylu klasycznym. Na sinoniebieskich ścianach wisiały obrazy i rodzinne fotografie, z których spoglądały radosne twarze. Główną część salonu tworzył duży, wykonany z białego kamienia kominek udekorowany małymi figurkami oraz długa, bordowa sofa z zaokrąglonymi brzegami, dwa fotele i ciemny drewniany stolik.
– To powiesz mi o co chodzi? – spytała, gdy posadziła kuzynkę na fotelu.
– Charlie, ja cię naprawdę przepraszam. – Ukryła twarz w dłoniach. – Po prostu nie mogę przestać o tym myśleć. Minął kolejny rok, a ja nie zmieniłam nic. Nic, Charlie!
– Opanuj się. Dziś jest twój dzień. Spójrz na mnie – rozkazała. – Jesteś Jules Barkley, a nie jakaś szara myszka! Masz przed sobą przyszłość…
– Ładna mi przyszłość – żachnęła się.
– Wiesz, o co mi chodzi. Musisz skupić się na tym, co będzie – uśmiechnęła się, wycierając łzę, która spływała po zimnym policzku kuzynki. – Jules, powiesz mi, co się stało?
– Wiesz, zdałam sobie sprawę, że Kasey nigdy mi już nie wybaczy. Powiedział to. Powiedział, że mnie nienawidzi – pociągnęła głośno nosem.
– Nie pomyślałaś nigdy, że on to mówił w gniewie? W rozpaczy? On tak nie myślał o tobie. On cię kocha, Jules.
– Kocha… - spojrzała w oczy kuzynki. – Ciężko pokochać kogoś takiego jak ja – wyznała. – Zabiłam osoby, które kocha, więc jak może mnie nie nienawidzić? Jak może mi wybaczyć?
– Na tym polega miłość, kuzynko. Na wybaczaniu. Chciałabym coś powiedzieć, ale musisz mnie posłuchać – zerknęła na nią. – Uważnie posłuchać – dodała.
– Zawsze cię słucham uważnie – uśmiechnęła się blado.
– To dobrze – skomentowała. Odetchnęła. – Tej nocy, kiedy przyjechałaś, Kasey dzwonił do nas. Do mnie. Do mamy. Pytał, czy jesteś u nas i czy wiemy coś na  twój temat. Martwił się o ciebie. Zadzwonił krótko po tym, gdy położyłyśmy cię do łóżka – mówiła, trzymając mocno drżącą dłoń kuzynki. – Był zdenerwowany nie tym, co się stało, lecz twoim zniknięciem.
– Boję się, że mi nie wybaczy.
– Nie dowiesz się, jeżeli z nim nie porozmawiasz. On cie kocha, Jules, ale musisz dać i jemu szansę. To jest dla was trudne.
– Charlie? – odezwała się po dłuższej ciszy. – Wiesz, napisał dziś do mnie – mówiła wolno, uważając na każde słowo. – Oddzwoniłam, ale nie odebrał.
– Nie mógł. Pamiętaj, że to ty nosisz wszędzie telefon – uśmiechnęła się.
– Przepraszam, że zrobiłam taką scenę. Po prostu czuję się…
– Dziwnie – wtrąciła Charlie. – Ja też tak mam. Od teraz już zawsze będziesz się czuła trochę otępiała, senna i rozdrażniona w czasie pełni.
– Charlie, myślisz, że Kasey mi wybaczy? – spytała niepewnie.
– O, nie, nie! Znowu zaczynasz! – zawołała, wstając z kanapy. – Koniec tematu, kuzyneczko. Nie chcę już o tym słuchać! Bredzisz i powinnaś się leczyć! – uśmiechnęła się.
Charlie zniknęła w kuchni, zostawiając gościa samego. Dziewczyna z ciekawością rozglądała się, lustrując wzrokiem fotografie. W końcu jej wzrok spoczął na ogniu trzaskającym w kominku. Podeszła do niego i wyciągnęła dłonie, by je ogrzać. Lubiła jego ciepło, a także zapach palonego drewna. Przykucnęła bliżej, uważając, by nie wpaść. Uśmiechnęła się i starała odprężyć. Po chwili dołączyła do niej Charlie, spojrzała ze szczerą radością w oczach na kuzynkę i postawiła delikatnie na parkiecie dwie szklanki z malinową herbatą. Jej wzrok również spoczął na tańczących delikatnie kolorowych językach. W milczeniu oglądały ten spektakl, słuchając cichego dudnienia deszczu. Jules oparła lekko głowę o ramię kuzynki, zamykając oczy. Charlie zerknęła na kuzynkę. Odetchnęła głęboko w duchu.
– Jules, obejrzymy zdjęcia? – zagadnęła, nie spuszczając wzroku z ognia.
– Z chęcią. Powiedz mi gdzie są, to je przyniosę.
Jules ruszyła na piętro, gdzie znajdowały się sypialnie – dwie należące do Karren i Charlie oraz dwie gościnne. Pokój kuzynki mieścił się na końcu pogrążonego w ciemności korytarza. Odnalazła po omacku przełącznik światła i ruszyła raźnym krokiem do ostatnich drzwi. Pokój Charlie był duży i przestronny. Znajdowało się w nim niewiele rzeczy. Ze stojącego na środku pomieszczenia dużego, dębowego łóżka z baldachimem z lekkością opadał delikatny niebieski materiał. Pokryte pomarańczową tapetą ściany sprawiały, że pokój wydawał się bardzo przytulny mimo jego rozmiarów. Jules podeszła do półek, na których poustawiane były książki i pamiątki z dzieciństwa. Na samym dole stał lekko zakurzony, kwadratowy album fotograficzny, którego okładkę zdobiły polne kwiaty.
Wróciła do salonu. Uśmiechnęła się szeroko, pokazując album. Usiadłszy obok rudowłosej, westchnęła.
– Oglądajmy! – powiedziała radośnie Charlie, przejmując zbiór rodzinnych fotografii.
Przeglądanie fotografii kuzynkom przerwała stojąca w drzwiach Karren. Ubrana była jeszcze w kurtkę, a w dłoniach trzymała duże pudło.
– Pomoże mi któraś? – spytała, unosząc wyżej pudełko, aby Jules i Charlie na pewno je zobaczyły.
Ubrana w fioletową garsonkę Karren właśnie kończyła układanie swojej najlepszej porcelanowej zastawy na dębowym stole, przykrytym teraz beżowym obrusem. Ustawione na nim były przeróżne smakołyki i kilka rodzajów alkoholu. Jego środek wieńczył ogromny czekoladowo-kokosowy tort, w który wbite zostały dwie świeczki w kształcie cyfr. Jules mimowolnie uśmiechnęła się. Była szczęśliwa. Z wdzięcznością uścisnęła obie organizatorki niewielkiego, aczkolwiek wspaniałego i niepowtarzalnego przyjęcia urodzinowego.
– Podoba ci się? – zagadnęła Karren i zapaliła świeczki.
– Oczywiście! – Zaśmiała się. – Dziękuję wam. Nie musiałyście.
– Oczywiście że musiałyśmy! Nie co dzień kończy się dwadzieścia cztery lata! – odparła z radością w głosie.
– I to w takiej rodzinie! – dodała Charlie, po czym ucałowała kuzynkę w policzek.
– Szybko, Jules, pomyśl życzenie! – krzyknęła Karren i klasnęła w dłonie.
– Chciałabym… – zaczęła, a resztę życzenia dodała w myślach i zdmuchnęła świeczki.
– Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa – rzekła ciotka, podając solenizantce talerzyk z tortem.
– Mam wrażenie, że wszystko się ułoży – oświadczyła radośnie Jules. – Chciałabym tylko już o tym wszystkim zapomnieć i żyć swoim życiem.
– Którym? – Charlie zagadnęła, ale po chwili zakryła usta ręką, wiedząc, że popełniła błąd.
– Nie bądź złośliwa, kuzyneczko – Jules spojrzała znacząco na dziewczynę. – O tym, co było, chcę zapomnieć.
Kobiety siedziały w salonie przy kartach i szampanie. Charlie starała się naprawić swój błąd, podkładając się Jules podczas gry. Co chwilę wybuchały gromkim śmiechem, zaś Karren nerwowo zerkała na stary drewniany zegar stojący w jednym z rogów. Obawiała się czegoś lub na kogoś czekała. Wieczór mijał im bardzo szybko w przyjemnym towarzystwie.
– Jeszcze parę minut i się zacznie – obwieściła z radością ciotka, upijając kolejny łyk szampana.
– Cokolwiek to będzie, będę szczęśliwa.
– Pamiętaj, że to będzie forma podstawowa. Będziesz miała jeszcze trzy inne. – Dodała jej otuchy Charlie, uśmiechając się szczerze.
Po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk dzwonka. Dziewczyny spojrzały na siebie z zaciekawieniem, nikogo przecież nie zapraszały. Umówiły się, że te szczególne urodziny spędzą tylko we trzy. Karren zaś ruszyła do drzwi, by zaprosić gościa, który pojawił się spóźniony. Ważne, że w ogóle przyjechał. Była szczęśliwa, że ich pogodzi.
– Kasey – szepnęła, całując mężczyznę w oba policzki. – Cieszę się, że jesteś. Jules cię teraz potrzebuje.
We frontowych drzwiach stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Wyglądał na trzydzieści lat. Miał na sobie ciemne spodnie i skórzaną kurtkę, podkreślającą ostro zarysowaną szczękę i wyraziste orzechowe oczy. Trzymał w dłoni piękny bukiet czerwonych i białych róż.
– Wiem, ale nie zostanę długo. Muszę być jutro z powrotem w domu. Chcę tylko zobaczyć, jak się czuje – odpowiedział, wchodząc do przestronnego holu.
– Ona za tobą tęskni.
– Ja za nią też. Mam nadzieję, że mi wybaczy. – Spojrzał na starszą kobietę. – Ale chyba nie potrafię już z nią rozmawiać – rzucił krótko. – Ma się dobrze?
Pewnym krokiem ruszył za Karren do salonu. Był szczęśliwy, że zobaczy Jules. Tęsknił za nią. Każdego dnia wytykał sobie, że zareagował tak ostro. Powinien załatwić to w inny sposób, powiedzieć jej, że ją kocha i że przejdą przez to wszystko razem, że nie ma do niej żalu. Winien być dla niej oparciem, pomóc, wspierać, a on tymczasem potraktował ją jak śmiecia i wyrzucił z domu. Starał się wszystko naprawić, ale było już za późno. Jules zaczynała nowe życie bez niego.
Przez te dwa lata wiedział, że cały czas była w Memphis. Chciał jej pomóc, ale nie wiedział, czy ona zechce przyjąć od niego pomoc. Przyznał się przed sobą, przed Karren i Charlie, że był zły na Jules, że nienawidził jej, bo zniszczyła jego życie, i obwiniał o to, co się stało. Zrozumiał wszystko po czasie, gdy ją naprawdę stracił. Chciał do niej przyjechać. Stanąć w progu jej mieszkania i powiedzieć, że wszystko zrozumiał, że już jej nie obwinia. Ale ona pragnęła zacząć od nowa, odciąć się od przeszłości. Pozwolił na to. Pozwolił, by utraciła swoją najbliższą rodzinę – jego. Teraz był zdeterminowany, by ją odzyskać.
– Kasey! – Charlie rzuciła się chłopakowi na szyję, całując w oba policzki i czoło. – Jesteś!
– Charlotte! – Mężczyzna przytulił Charlie i zakręcił. – Wyrosłaś! – Uśmiechnął się.
– Wiem, wiem – zarumieniła się, puszczając mu oczko.
– Gdzie Jules? – spytał, zerkając przez ramię niższej od siebie dziewczyny. – Chciałbym z nią porozmawiać.
– Obawiam się – zaczęła – że nie będzie do możliwe przez jakiś czas. – Kasey rzucił jej znaczące spojrzenie. – Ona już się przemieniła... Przed chwilą i…
– Nie będzie pamiętać, że tu byłem – skończył, wchodząc do salonu.

Obudziła się następnego dnia rano. Szumiało jej odrobinę w głowie, ale wiedziała, że spowodowane to było alkoholem – i jak myślała – pierwszą transformacją. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze. Widziała w lustrze tę samą twarz, ale tym razem nieco inną – odmienioną. Promieniała i była szczęśliwa. Przeczesała palcami włosy, zastanawiając się nad tym, w co się przemieniła. Nie czuła się nigdy tak wyjątkowo jak teraz.
Wzięła szybki, chłodny, ale i relaksujący prysznic. Poprawiając włosy, zeszła do kuchni, w której czekała na nią rodzina. Karren przygotowała dla niej urodzinowe śniadanie – była to jej tradycja. Jules, po raz kolejny, podziękowała ciotce i kuzynce. Karren nałożyła na talerze gorące tosty z serem i szynką.
– Jak się czujesz? – spytała, nalewając kawę do filiżanek.
– Wspaniale! – Uśmiechnęła się i zerknęła na ciotkę. – Ciociu, coś się stało? – spytała, widząc jej minę.
– Wczoraj, gdy się przemieniłaś… - mówiła wolno i wyraźnie.
– Och, mamo! – Charlie podniosła głos. – Powiedz jej wreszcie!
– Co masz mi powiedzieć? – zdziwiła się, odstawiając kawę.
– Mamo, ja to zrobię. – Rudowłosa kobieta zwróciła się do matki. – Kasey tu był.
– C-co?! Kasey?! – Jules wpatrywała się w kuzynkę. – Gdzie jest teraz?
– Musiał wracać do domu.
– Kasey – powtórzyła bezgłośnie Jules.
– Zostawił coś dla ciebie. – Charlie sięgnęła po bordowe pudełeczko. – To dla ciebie. – Podała jej prezent. – I jeszcze kwiaty. Są w salonie.
– Wiedziałam, że wszystko się zmieni – rzekła, uśmiechając się przez łzy. – Charlie, w co się zmieniłam? – spytała, opanowując emocje.
– A w co chciałaś?
– Kot. Chciałam kota – odpowiedziała z nadzieją w głosie.
– Gratulacje! Zostałaś wytypowana do przemian w uroczego koteczka! – Zaśmiała się. – Tylko nie poluj na szczury! – dodała poważnym tonem.

Wracając do domu, postanowiła wybrać się na długi spacer nad rzekę. Zawsze lubiła przechadzać się wzdłuż Mississippi. Jej widok i zapach wpływał pozytywnie na nastrój i samopoczucie – zwłaszcza jesienią, gdy kolorowe liście zdobiły park. Spacerowała, podziwiając jesienny krajobraz. Wiatr delikatnie muskał jej policzki i rozwiewał włosy. Z radością spoglądała na ludzi siedzących na ławkach – lub jak ona – spacerujących i pogrążonych w rozmowie. Była szczęśliwa. W każdej chwili mogła przemienić się w to, co chciała. Kasey jej wybaczył. Miała wszystko, o czym marzyła, gdy przeprowadziła się do Memphis. Usiadła na jednej z pustych ławek i wyjęła z płaszcza pudełeczko. W środku znajdował się wykonany z białego złota naszyjnik z czerwonym jaspisem. Ostrożnie wyjęła kolię, pod którą leżała biała karteczka.


Jules,
naszyjnik należy do Ciebie. Mama chciałaby, abyś go miała.
Mam nadzieję, że wrócisz do domu. Do mnie.
Nie winię Cię o to, co się stało. Kocham Cię i chcę dla Ciebie jak najlepiej.
Powodzenia.
– K. B.

11 komentarzy:

  1. O rany! Jak pisałam pod prologiem, że nie mogę się doczekać to nie wiem co mam zrobić czekając na kolejny rozdział! Ona zapomniała o tym liście... kim jest kasey? jej byłym meżęm czy narzeczonym? I o co chodzi? kogo ona zabiła?!

    Katie

    OdpowiedzUsuń
  2. Prosiłaś o wskazanie błędów:
    - Oczywiście, że musiałyśmy! Nie zawsze kończy się dwudziesta cztery lata! -> dwadzieścia cztery.

    Były jeszcze jakieś drobne, ale już nie pamiętam, nie chce mi się ich szukać.
    A teraz przejdźmy do przyjemniejszej części: piszesz cudownie! Naprawdę, styl godny wydania książki. Wciągające już po prologu i pierwszym rozdziale, a co będzie dalej?
    Jules jest naprawdę ciekawą postacią, myślę, że poradzi sobie w życiu i może uda się jej powrócić do Kaseya.
    Kogo zabiła Jules? To była jakaś rodzina, czy bliscy przyjaciele Kaseya?
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. Jeśli możesz to o sobie przypomnij u mnie (http://spojrz-w-oczy-tygrysowi.blogspot.com), bo istnieje prawdopodobieństwo, że gdy wrócę znad morza, to zapomnę, żeby tu zajrzeć, albo przypomnę sobie późno i będę miała dużo zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa kogo zabiła Jules. W dodatku wszystko trzyma w napięciu, aż nie można doczekać się kolejnego rozdziału..

    I naprawdę przepraszam, ze Cię nie powiadomiłam, wypadło mi z głowy. Z resztą nie tylko Ty :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś więcej na temat umiejętności Jules. Zaciekawiła mnie ta.. przemiana. Ale dlaczego tylko kociak? Ja bym na miejscu bohaterki wybrała coś większego, dla przykładu panterę ;P No ale nieistotne.
    Wzruszył mnie ten wątek relacji między Jules, a Kasey'em. Przysłał jej wiadomość w dniu urodzin, to był jak najbardziej dobry znak, ale kiedy telefon odebrała kobieta.. aż mi się przykro zrobiło z powodu Jules. Od razu mi przyszło do głowy, że może gość znalazł sobie inną, itd. Ale potem przyjechał z kwiatami i naszyjnikiem, i na mojej twarzy od razu rozlał się promienny uśmiech. Zastanawia mnie tylko jedna kwestia.. Jules zabiła osoby, które Kasey kochał. Jak do tego doszło?
    Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że dopiero teraz, ale w końcu udało mi się do ciebie zajrzeć. I bardzo mi się podoba.
    Świetny ten blog. Zaczynając od szablonu, poprzez podkład, a kończąc na treści. Historia zapowiada się całkiem ciekawie, a twój styl... No bajeczny! Bardzo fajnie wszystko opisujesz. Ja zawsze mam z tym najwięcej problemów, a tobie wychodzi to tak łatwo i ładnie za razem. No podziwiam wprost. Fajnie budujesz napięcie oraz całą akcję, tak, ze stanowi jedną, spójną całość.
    Spodobała mi się postać Jules. Wydaje się być naprawdę ciekawą bohaterką. Ta sprawa zabójstwa... Również intrygująca.
    Już chyba nie mam nic więcej do dodania, no może oprócz tego, że czekam na ciąg dalszy.
    Dasz znać, gdy wstawisz 2 rozdział?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Same zagadki^^ Lubię tajemnicze opowiadania. A tutaj znalazłam same pytania, co bardzo mnie intryguje:)
    Kogo zabiła Jules, jaki jest związek między nią a Kasey'em? Wszystko trzyma w napięciu i juz mie żżera ciekawośc co będzie dalej:)
    http://w-ciemnosci-uczuc.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż miałam ciarki. Pokręcone to trochę, ale wciągające i interesujące.
    Widzę, że jak zwykle pominęłam prolog. No nic idę go czytać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, dziękuje bardzo za dodanie do linków.
    Odwdzięczam się tym samym.
    A tak w ogóle, to u mnie nowy rozdział.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyjaśnił kilka spraw z prologu? A figę, bo jeszcze więcej mam pytań, hah! :D
    Nie no, przyznam, że trochę się dowiedziałam, ale teraz to mam wielki chaos co do fabuły! Naprawdę chciałabym się dowiedzieć, chociaż liczyłam na coś bardziej... ziemskiego. Z reguły nie lubię czytać za wiele o normalnym życiu, zwłaszcza, że zazwyczaj główną i jedyną bohaterką jest dziewczyna, jak u Ciebie. Tutaj jednak dodałaś jeszcze ciekawą zdolność, którą otrzymała podczas pełni w 24 urodziny. Powiem Ci, że ciekawy pomysł, chociaż liczyłam właśnie na dobry dramat, albo thriller. Teraz nie wiem czego mam się spodziewać - romansu, horroru, fantastyki? Myślę,że prędzej czy później rozwiejesz moje wątpliwości i ukażesz coś wielkiego,co? Zwłaszcza, że piszesz,że pracujesz nad opowieścią od kilku miesięcy.
    Muzyka idealnie dobrana, chociaż do niektórych scen mi zwyczajnie nie pasowała. Domyślam się,że ma stworzyć odpowiedni nastrój i jakoś nakierować czytelnika na tematykę. Two Steps from Hell - osobiście ich uwielbiam.
    Piszesz również bardzo schludnie i estetycznie. Masz naprawdę dobry styl, wcześniej mówiłam, że jest prosty, ale teraz widzę, że tworzysz naprawdę ciekawe opisy i umiesz nimi wciągnąć czytelnika do reszty.
    Tworzysz też ładne dialogi. Nieprzekombinowane, ani nudne i szybkie. Są w sam raz, odpowiednio wstawione.
    Mam nadzieję, że niedługo przedstawisz dokładniej swój pomysł, bo na razie widzę wyraźne, choć nieposklejane szkice całej fabuły. To raczej przenośnia, więc uznaj to za komplement, rzecz jasna! :D
    Bez wyrzutów dodaję Twojego bloga do linek i liczę na jak najszybszy rozdział drugi.
    Pozdrawiam cieplutko! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Śliczna historia, piękne opisy. Wszystkie te większe błędy zostały już wskazane. I choć, rzeczywiście, parę pytań się rozwiązało, to nadal kłębią się nowe. Oby w następnym rozdziale też było tak ładnie wszystko opisane. Oczywiście, bardzo lubię też Twoje dialogi. Są jakieś takie prawdziwe. Niekiedy są tak trudne, że ktoś na pewno nie powiedziałby tego po paru sekundach, tylko po godzinie rozmyśleń. Tobie się to nie przytrafiło. Brawo!
    Pozdrawiam i tym razem proszę o informację o nn na : http://flames-of-ice.blogspot.com , ponieważ to mój nowy blog. Na tamtym również możesz pisać, ale wolałabym tam.
    Miłych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Twojego pytania na flames of ice : Tak, będę prowadzić loving-the-darkness. Nowa notka będzie na dniach, więc na pewno nie zawieszam, czy coś ;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń